Pandemia COVID-19 zmieniła nasze życia bardziej niż jakiekolwiek inne zdarzenie w ostatnich latach. Mimo to, nie powinniśmy być zaskoczeni, że ona nadeszła – ostrzegała przed nią Światowa Organizacja Zdrowia i naukowcy w wielu opracowaniach. Mało tego – jeżeli nie zmienimy sposobu funkcjonowania naszych społeczeństw w wielu obszarach to narażeni będziemy na wybuch kolejnych, być może bardziej niebezpiecznych pandemii.

Główne źródła i materiały wykorzystane w odcinku

Podcast do czytania

Od wybuchu pandemii Covid-19 minęło ponad półtorej roku. Bardzo wiele wydarzyło się w tym czasie, a nasze życia uległy znaczącym przeobrażeniom w bardzo wielu obszarach. Cofnijmy się jednak do początków pandemii, a mianowicie do jej przyczyn.

Najprawdopodobniej pojawienie się choroby Covid-19 wśród ludzi wynikało z przejścia powodującego ją koronawirusa ze zwierzęcia na człowieka. Nie jest to jedyny przypadek zakażenia człowieka przez wirusa lub bakterię zakażającą co do zasady inne zwierzęta. Tak naprawdę znamy całe mnóstwo takich przypadków. Bardzo często wynika to z naszej presji na środowisko. W wyniku działalności człowieka niszczymy siedliska zwierząt zajmując coraz to większe tereny pod naszą działalność, taką jak rolnictwo, wydobywanie surowców, budowa dróg czy urbanizacja. Wirusy i inne patogeny, z którymi wcześniej nie mieliśmy żadnego kontaktu, bo zarażały dzikie zwierzęta z którymi nie stykaliśmy się na co dzień – lub działo się to niezmiernie sporadycznie – teraz mają coraz więcej okazji do kontaktu z nami. Jednocześnie w ostatnich dekadach  ilość dzikich zwierząt drastycznie maleje. Przykładowo, populacja dzikich kręgowców od lat 70-tych spadła na Ziemi średnio o 60%. A zatem wirusy inne drobnoustroje mają coraz mniej dostępnych osobników, których mogą zakazić.

Ewolucyjny sukces odniosą więc te wirusy i bakterie, które będą w stanie zakażać któryś z najpowszechniej występujących gatunków na planecie. Jednym z takich gatunków jest właśnie człowiek. Jest nas ponad 7 miliardów, a liczba ta cały czas rośnie, i za sprawą globalizacji i rosnącej siatki połączeń niemal wszyscy przedstawiciele naszego gatunku są dostępni dla tych gatunków wirusów, które taka jak Covid-19 będą w stanie łatwo zakażać kolejne osoby. I choć w maju tego roku prezydent Biden podniósł postulat przeprowadzenia dochodzenia, czy wirus powodujący Covid-19 nie pochodzi przypadkiem z laboratorium, to dopóki nie poznamy dowodów potwierdzający tę wersję wydarzeń, to oba scenariusze – czyli wyciek z laboratorium i pochodzenie odzwierzęce – powinniśmy traktować równie poważnie. Zresztą, nawet jeśli znalazłyby się dowody na potwierdzenie tezy, że wirus powodujący Covid-19 pochodzi z chińskiego laboratorium, a nie z targu zwierzęcego w Wuhan, to i tak jest wystarczająco dużo chorób pochodzących od dzikich zwierząt, które pojawiły się w związku z naszą presja na środowisko naturalne, aby traktować ryzyko pojawienia się tego typu nowych chorób w przyszłości jak najbardziej poważnie.

Możemy w tym miejscu wspomnieć o kilku chorobach, w przypadku których do pierwszych zakażeń wśród ludzi doszło właśnie w wyniku kontaktu ze zwierzętami, i to często właśnie z dzikimi zwierzętami. Jedną z takich chorób jest Ebola. Pierwszy przypadek zachorowania na chorobę powodowaną przez wirusa Ebola wśród ludzi stwierdzono w latach 70-tych, natomiast ostatni masowy wybuch tej choroby miał miejsce w 2014 roku. Jest to choroba pochodzenia odzwierzęcego, występuje powszechnie u nietoperzy rudawkowatych, ale też często u małp naczelnych. Właśnie występowanie u tych ostatnich sprzyja zakażeniom u ludzi. Dlaczego? Wynika to z praktyki określanej mianem bushmeat. Jest to pozyskiwanie mięsa zwierząt mieszkających w dżungli jako źródła pożywienia. W związku z nasileniem masowych komercyjnych połowów u wybrzeży Afryki Zachodniej, doszło do zmniejszenia dostępności ryb dla lokalnej ludności. W związku z tym wzrosło natężenie polowań właśnie na zwierzęta mieszkające w dżungli, w tym na ssaki naczelne, w celu pozyskania alternatywnego źródła białka. W rezultacie doszło do ekspozycji ludzi na występujące wśród zwierząt patogeny, takie właśnie jak wirus Ebola. Jeżeli mowa już o bushmeat, to praktyka ta prawdopodobnie odpowiada też za pierwsze transmisje wirusa HIV ze zwierząt na człowieka, które miały miejsce w latach 20-tych w belgijskim Kongo. Jeżeli jednak chcielibyśmy wspomnieć o mniej odległych w czasie przykładach, to również inne choroby powodowane przez grupę koronawirusów są pochodzenia odzwierzęcego. I tutaj akurat nie ma szczególnych kontrowersji. Na przykład SARS jest chorobą, która pochodzi od nietoperzy, natomiast MERS, czyli bliskowschodni zespół niewydolności oddechowej jest chorobą pochodzącą od wielbłądów. Powinniśmy zatem na poważnie traktować ryzyko pojawienia się i rozprzestrzenienia się nowych chorób pochodzenia odzwierzęcego.

Koronawirus powodujący Covid-19 to jeden z wielu patogenów pochodzenia odzwierzęcego (Photo by Fusion Medical Animation on Unsplash)

W tym miejscu można by postawić pytanie: czy wyciągamy odpowiednie lekcje z pandemii Covid-19? Cóż, niekoniecznie, bo zamiast skupić się na tym, żeby zostawić naturę samą sobie i zmniejszyć naszą presję na środowisko naturalne, to głównym celem rządów – oczywiście po zaszczepieniu populacji swoich krajów – jest przywrócenie wzrostu PKB. Dlaczego zabieganie o wzrost gospodarczy nie jest do końca najlepszą strategią? Cóż, jest to dosyć obszerny wątek, który obszernie omówiłem w pierwszym odcinku tego podcastu, zapraszam serdecznie do jego odsłuchania. W tym miejscu zaznaczę tylko, że patrząc jak wygląda nasz obecny model wzrostu, a konkretnie na fakt, że wiąże się on ze zwiększonym wykorzystaniem zasobów, w tym również dodatkowych terenów pod działalność człowieka w miarę zwiększania się tempa wzrostu gospodarczego, to de facto zabiegając o dalszy wzrost gospodarczy przybliżamy pojawienie się kolejnych pandemii w przyszłości. 

Czynników ryzyka, które mogą na nas sprowadzić kolejne pandemie, jest jednak dużo więcej. Przyjrzyjmy się im bliżej.

Przemysłowa hodowla zwierząt

Przed kilkoma minutami wspominałem o tym, że człowiek jest jednym z najczęściej występujących ssaków na naszej planecie. A jakie są inne obecnie najbardziej liczebne zwierzęta? Są to na przykład krowy, których jest na naszej planecie miliard. Są to świnie, których mamy ok. 700 milionów. Są to kurczaki, których jest naszej planecie 26 miliardów. Słowem, są to wszystkie nasze zwierzęta hodowlane. Szacuje się, że rocznie zabijamy i zjadamy 77 miliardów takich zwierząt. Ludzkość, wraz ze wszystkimi naszymi zwierzętami hodowlanymi, razem stanowi ok. 96% biomasy wszystkich ssaków na Ziemi, z czego 36% przypada na ludzi, natomiast 60% to nasze zwierzęta hodowlane. Wszystkie dziko żyjące ssaki stanowią tylko pozostałe 4%. 

Nasze zwierzęta hodowlane trzymane są przeważnie w gigantycznych skupiskach, w dramatycznych warunkach. Często nie są w stanie nawet swobodnie się poruszać, nie wspominając nawet o zaspokojeniu bardziej wysublimowanych potrzeb. Są to warunki, które w przypadku wybuchu epidemii doprowadziłyby do jej dramatycznie szybkiego rozprzestrzenienia się. Przykład mieliśmy w trakcie epidemii Covid-19. Na fermach norek w Danii wariant wirusa mogący zakażać zarówno norki, jak i ludzi – w dodatku wykazujący większą odporność na ludzkie przeciwciała niż standardowy wariant koronawirusa – zaczął rozprzestrzeniać się tak szybko, że Duńczycy zdecydowali się wybić wszystkie norki i zamknąć wszystkie swoje hodowle. Aby zapobiec pojawieniu się wśród zwierząt hodowlanych epidemii bakteryjnych, profilaktycznie podaje im się antybiotyki. Skala tego zjawiska jest na tyle duża, że 70% używanych na świecie antybiotyków to właśnie te podawane zwierzętom hodowlanym. Nie ma to wcale na celu leczenia chorób, lecz zapobieganie im. Takie podejście dramatycznie zwiększa ryzyko pojawienia się, rozpowszechnienia się i przeniesienia się na ludzi bakterii opornych na nasze antybiotyki. A w zasadzie to takie bakterie już występują, i ich ilość z upływem lat rośnie. Jeżeli nie zmienimy naszego podejścia, to będzie ich coraz więcej.

Czym może nam to grozić? Do czasu odkrycia w 1928 roku penicyliny przez Alexandra Fleminga, każda poważniejsza infekcja była istotnym zagrożeniem dla życia. W praktyce przed rozpowszechnieniem się antybiotyków dużo więcej ludzi umierało w młodym wieku z powodu chorób, z których dziś dzięki antybiotykom wychodzimy lekką ręką. Stosując na potęgę antybiotyki ryzykujemy, że powrócimy do tego stanu rzeczy. Ryzyko jest tym większe, że bakterie są w stanie sobie nawzajem przekazywać fragmenty swojego DNA. W przypadku rozpowszechnienia się wśród bakterii genów odpowiadających za oporność na antybiotyki możemy powrócić do sytuacji, w której infekcje bakteryjne nadzwyczaj często będą kończyły się śmiercią osoby chorej. Nie będzie tak źle, jeżeli oporność na antybiotyki rozpowszechniać się będzie wśród tych bakterii, które nie powodują nic gorszego niż zwykłe infekcje. Gorzej, jeżeli tego typu zdolność pojawi się wśród bardzo szybko rozpowszechniających się i powodujących bardzo wysoką śmiertelność bakterii. Przykłady chorób powodowanych przez takie bakterie, i to również chorób pochodzenia odzwierzęcego, znamy z historii. W przypadku chorób, które pojawiły się setki lub tysiące lat temu, trudno powiedzieć które pochodzą od zwierząt hodowlanych, a które od dzikich zwierząt. Zazwyczaj patogeny są w stanie zakażać więcej niż jeden gatunek. Ale i tak lista wysoce śmiertelnych chorób, które mogły przejść na człowieka ze zwierząt hodowlanych, nie pozwala pozostać obojętnym. Są to na przykład bakterie powodujące takie choroby jak dżuma czy gruźlica, ale też wiele chorób wirusowych mających pochodzenie odzwierzęce, takie jak odra, czy różne, często bardzo śmiertelne odmiany grypy.

Przemysłowa hodowla zwierząt naraża nas na wybuch kolejnych pandemii (Photo by Jo-Anne McArthur on Unsplash)

I między innymi z tego właśnie powodu powinniśmy zmienić nasze podejście do hodowli zwierząt i znacząco zmniejszyć ilość spożywanego mięsa. Tak naprawdę powodów, dla których powinniśmy to zrobić jest dużo więcej. Należą do nich choćby emisje gazów cieplarnianych wynikające z hodowli, ilość gruntów które musimy poświęcić na hodowania paszy dla zwierząt. Warto w sumie zatrzymać się przy tym wątku, bo gdybyśmy zastąpili mięso białkiem pochodzenia zwierzęcego, wystarczyłoby nam dużo mniej terenów na uprawę. Nie musielibyśmy przez wiele miesięcy hodować roślin, którymi karmimy nasze zwierzęta hodowlane. Wystarczyłoby po prostu raz wyhodować odpowiednie rośliny na użytek konsumpcji przez ludzi. Wiele wycinek puszczy amazońskiej, których skala w ostatnich latach tak przyspieszyła, spowodowane jest rosnącym spożyciem mięsa i chęcią pozyskania dodatkowych areałów pod hodowlę pasz. Jeżeli nie spożywalibyśmy tyle mięsa, potrzebowalibyśmy dużo mniej terenów pod uprawy. Można by zostawić w spokoju te ekosystemy, które jeszcze nie zostały naruszone przez człowieka. Tym samym zmniejszylibyśmy ryzyko, że narazimy się na kontakt z kolejnymi, nieznanymi nam obecnie patogenami. Jednak temat kosztów środowiskowych wynikających ze spożycia mięsa jest tak obszerny, że mógłby wypełnić cały odcinek podcastu. Dlatego teraz powróćmy do naszego głównego wątku, a konkretnie przyjrzyjmy się temu, w jaki sposób ocieplenie klimatu, a konkretnie ocieplenie obszarów arktycznych, naraża nas na kontakt z kolejnymi niebezpiecznymi drobnoustrojami.

Ocieplenie klimatu a choroby

W związku z ociepleniem klimatu przez emitowanie przez człowieka gazów cieplarnianych, znacząco ocieplają się rejony subarktyczne. Ocieplenie tych obszarów wyraźnie przekracza średnią dla całej Ziemi. Rejony subpolarne ocieplają się dużo szybciej. Następuje zatem tajenie wieloletniej zmarzliny – do niedawna nazywanej wieczną zmarzliną, ale to pojęcie przestaje być adekwatne – i jest to zjawisko bardzo niekorzystne z uwagi na emitowane właśnie w ten sposób duże ilości dodatkowych gazów cieplarnianych – dwutlenku węgla i metanu wcześniej uwięzionych w tych zamarzniętych obszarach w formie martwych zwierząt lub roślin, które po roztopieniu ulegają rozkładowi. I jest to bardzo niekorzystne sprzężenie zwrotne, które może znacząco utrudnić osiągniecie celów Porozumienia Paryskiego, czyli zatrzymanie ocieplenia klimatu w granicach 2 stopni powyżej temperatury sprzed początku ery przemysłowej, i to nawet jeśli masowo ograniczymy antropogeniczne emisje gazów cieplarnianych.

Natomiast jest najprawdopodobniej najpoważniejszy, ale nie jedyny skutek topnienia wieloletniej zmarzliny. Po jej roztopieniu mogą zostać obudzone do życia drobnoustroje, z którymi nie mieliśmy do czynienia od dziesiątek, setek i wielu tysięcy lat, a może i takie, z którymi nigdy się nie zetknęliśmy. Dość obrazowy jest tutaj przykład sprzed kilku lat. Mianowicie w sierpniu w 2016 roku na syberyjskim półwyspie jamalskim 12-latek zmarł po zatruciu wąglikiem, natomiast kolejne 20 osób hospitalizowano. Najprawdopodobniej doszło do tego, gdyż w wyniku fali upałów roztopieniu uległ fragment wiecznej zmarzliny pod którym zalegały zwłoki zakażonego wąglikiem renifera, zmarłego ponad 70 lat temu. Wąglik ten następnie dostał się do wód gruntowych, a następnie zakaził ponad 2000 pasących się nieopodal reniferów, a w dalszej kolejności doszło też do zakażeń wśród ludzi. Są obawy, że ta seria zakażeń to nie będzie odosobniony przypadek. Oprócz wąglika w wieloletniej zmarzlinie wykryliśmy też fragmenty RNA wirusa grypy hiszpanki z 1918 roku, jak również bakterie dżumy czy wirusa ospy. Pytanie, jakie jeszcze mikroby mogą się kryć w zamarzniętej od tysięcy lat glebie? Znamy wirusy, które przetrwały zamrożone okres tak długi jak 30 000 lat. Odkrycia takiego dokonano w 2013 roku na Syberii. Znamy też przypadki bakterii, które są w stanie trwającej miliony lat izolacji od znanych nam ekosystemów przetrwać i zachować w swoim kodzie genetycznym takie fragmenty DNA, które odpowiadają za takie cechy jak chociażby antybiotykooporność. Taki przypadek odnotowano na głębokości 350 metrów w podziemnej jaskini w stanie Nowy Meksyk w Stanach Zjednoczonych. Bakterie te, choć niegroźne dla człowieka, okazały się być oporne na większość znanych nam antybiotyków. Wiemy że bakterie wykazujące oporność na antybiotyki występują także w wiecznej zmarzlinie.

Roztapianie się wieloletniej zmarzliny naraża nas na kontakt z patogenami, z którymi nie mieliśmy kontaktu od wielu tysięcy lat (Image by Florence D. from Pixabay)

Czym może nam grozić zetknięcie się z takimi nieznanymi, śmiercionośnymi patogenami? Wiele przykładów, które mogą nam to zobrazować, znamy z historii. Najbardziej szokujący z nich dotyczy tego, co stało się z ludami prekolumbijskimi na terenie Ameryk po zetknięciu z przybyszami z Europy. Mianowicie, po przybyciu Kolumba na Karaiby w 1492 roku i po przybyciu kolejnych Europejczyków na stały amerykański ląd w 1517 roku, sprowadzili oni ze sobą niewidzialnych, śmiercionośnych towarzyszy. Były to bakterie i wirusy, na które Europejczycy byli odporni, natomiast były one nieznane dla mieszkańców Ameryk. Te drobnoustroje to bakterie i wirusy powodujące takie choroby jak na przykład odra, dżuma, ospa czy grypa. W rezultacie do początków XVII wieku w obu Amerykach zmarło 56 milionów ludzi. Było to aż 90% tamtejszej populacji i 10% ówczesnej populacji całego świata. W przypadku wielu miejsc w Ameryce Północnej doszło do tego jeszcze zanim europejscy kolonizatorzy tam dotarli. Zbliżona sytuacja powtórzyła się, choć na mniejszą skalę, w innych miejscach do których dotarli po raz pierwszy Europejczycy. Przykładowo w Nowej Zelandii od pierwszego kontaktu Maorysów – czyli autochtonicznych mieszkańców archipelagu – z Europejczykami w 1769 roku do końca XIX wieku populacja zmalała o 60%. Oprócz przyniesionych chorób był to również wpływ chociażby “wojen muszkietowych” czyli walk plemiennych z użyciem uzyskanej od Europejczyków broni palnej, natomiast nieznane wcześniej choroby stanowiły główny czynnik wpływający na ten spadek wielkości populacji. Podobne sytuacje miały miejsce też w innych miejscach, w których Europejczycy zetknęli się po raz pierwszy z lokalną ludnością, nieodporną na znane w Europie patogeny.

Wracając natomiast do czasów współczesnych. Zagrożenie związane z drobnoustrojami, które mogły przetrwać w wieloletniej zmarzlinie, pozwala spojrzeć w innym kontekście na plany krajów, które chcą skorzystać z ocieplenia się obszarów subpolarnych. Przykładowo chociażby Rosja ostrzy sobie zęby na surowce, które będzie mogła wydobyć z tych do tej pory trudno dostępnych terenów. Natomiast, jak łatwo sobie wyobrazić, każdej działalności wydobywczej towarzyszyć będą hałdy ziemi wraz z rozkładającymi się w niej fragmentami materii organicznej, wystawione na działanie Słońca i deszczu, co znacząco zwiększa prawdopodobieństwo, że jeżeli są tam, niebezpieczne drobnoustroje to się z nimi zetkniemy. Ryzyko to jest bardzo poważne i nie powinniśmy go bagatelizować.

Natomiast nawet jeśli dopisze nam szczęście i nie natrafimy w wieloletniej zmarzlinie na śmiercionośne patogeny sprzed setek czy tysięcy lat, to również te dobrze znane nam choroby, z którymi mamy do czynienia w różnych miejscach na Ziemi mniej lub bardziej na co dzień, staną się w wyniku zmian klimatycznych dużo bardziej powszechne i dokuczliwe, niż ma to miejsce w chwili obecnej. Stanie się tak w związku z faktem, że ocieplenie klimatu szybko zmienia zasięg występowania chorób, do tej pory kojarzonych z ograniczonymi obszarami na Ziemi. Przykładowo żółta gorączka – do tej pory w Ameryce Południowej występująca głównie na obszarach Amazonii, zaczęła wykraczać poza ten teren i w ostatnich czasach zaczęto notować coraz więcej nowych przypadków na innych obszarach, chociażby na tych terenach które obejmują aglomeracje Sao Paulo i Rio de Janeiro. Inną chorobą, głównie występująca na obszarach tropikalnych, a którą na naszych szerokościach geograficznych raczej się nie przejmujemy, jest malaria. Obecnie na myśl o tej chorobie przychodzą nam zazwyczaj do głowy głównie obszary Afryki subsaharyjskiej, aczkolwiek w wyniku zmian klimatu obszar jej występowania zacznie obejmować coraz to nowe tereny. Między innymi przewiduje się, że już w II połowie tego stulecia choroba ta nie będzie niczym dziwnym na południowych obszarach Europy. Inną chorobą, której zasięg występowania znacząco się zwiększa w wyniku zmian klimatu jest borelioza. W związku z ocieplającym się klimatem przenoszące ja kleszcze pojawiły się w ostatnich latach po raz pierwszy na obszarach wysuniętych coraz bardziej na północ, takich jak Kanada, Japonia, Korea Południowa. Zwiększa się też ilość zachorowań na boreliozę w Europie i w Stanach Zjednoczonych. W samych USA raportowanych jest obecnie aż 300 tysięcy przypadków boreliozy rocznie. Zmiany klimatu po prostu bardzo sprzyjają rozprzestrzenianiu się chorób przenoszonych przez kleszcze i komary. 

Ulewne opady deszczu sprzyjają masowym wybuchom chorób (Image by Stefan Bernsmann from Pixabay)

Innym czynnikiem zwiększającym ryzyko występowania chorób, a spowodowanym ociepleniem klimatu są ekstremalne zjawiska pogodowe. Może to brzmieć zaskakująco, ale z badania przeprowadzonego przez Amerykańskie Stowarzyszenie Zdrowia Publicznego wynika, że większość wybuchów chorób przenoszonych za pośrednictwem wody, np. przez żyjące w wodzie bakterie – w latach 1948-1994, bo ten okres obejmowało to właśnie badanie – większość wybuchów tego typu chorób następowało po masowych opadach deszczu. Bardzo intensywne opady są zjawiskiem, które jest coraz częstsze w wielu miejscach na świecie, co obserwujemy również u nas w Polsce. A jeżeli chodzi o Stany Zjednoczone, to najbardziej spektakularny wybuch lokalnej epidemii po opadach deszczu miał miejsce 1993 roku w mieście Milwaukee w stanie Wisconsin. Właśnie wtedy 400 tysięcy osób w tymże mieście zachorowało na chorobę układu pokarmowego spowodowaną przez pierwotniaka Cryptosporidium. Przyczyną było przeniknięcie tych drobnoustrojów do wody pitnej, dystrybuowanej przez lokalne wodociągi. Myślę, że przykłady te całkiem nieźle obrazują, że ocieplenie klimatu może zwiększyć zagrożenie, na jakie wystawieni jesteśmy ze strony znanych i nieznanych nam chorób.

Konkluzje
O tym, że globalna pandemia się pojawi, wiadomo było od dawna. Mówiły o tym badania naukowców, raporty Światowej Organizacji Zdrowia, ale też – co mogło sprzyjać rozpowszechnieniu się wiedzy na ten temat u masowego odbiorcy – mówił o tym Bill Gates w trakcie swojej prezentacji wygłoszonej na konferencji TED kilka lat temu. Swoją drogą, ta przemowa przyczyniła się do pojawienia się niektórych z teorii spiskowych na temat pandemii Covid-19 – nota bene bardzo szkodliwych teorii spiskowych, które zamiast przykuwać uwagę opinii publicznej na walce z prawdziwymi przyczynami pandemii  – czyli w tym wypadku naszymi relacjami z przyrodą – skupiały uwagę niemałych grup ludzi na nieistniejących zagrożeniach. Natomiast wracając do prawdziwych czynników ryzyka, o których wspomniałem w tym odcinku podcastu, to powodowane nimi przyszłe pandemie mogą być dużo groźniejsze niż obecna. Na przykład mogą rozprzestrzeniać się tak szybko jak Covid-19, a mieć równie wysoką śmiertelność jak Ebola lub jak dżuma. Jeżeli mowa o tej ostatniej, to dżuma w XIV wieku zabiła według różnych szacunków od 30% do 60% Europejczyków. Szacunki liczby jej ofiar są bardzo różne. Ocenia się, że mogła ona zabić od 75 milionów aż do 200 milionów osób. I było to w czasach, kiedy na naszej planecie żyło ok. 400 milionów ludzi. Możemy sobie tylko wyobrazić, jakie byłoby żniwo tego typu choroby, gdyby pojawiła się w świecie zglobalizowanym na dzisiejszą skalę. Za pośrednictwem ludzi podróżujących samolotami mogłaby bardzo szybko dotrzeć do niemal każdego zakątka naszej planety, tak jak to miało miejsce w przypadku Covid-19. Jeżeli nie chcemy dopuścić do powtórki z pandemii, powinniśmy dokonać zmian w naszych relacjach z przyrodą. Powinniśmy zostawić naturze nadal jeszcze istniejące obszary dziewiczej przyrody, wycofać z wszelkich planów ludzkiej działalności na tych terenach, a docelowo zwiększać obszary chronione, aby lokalne ekosystemy mogły funkcjonować bez niszczącego wpływu człowieka, ale powinniśmy też zmodyfikować nasze rolnictwo, zrezygnować z masowych hodowli zwierząt i ograniczyć ilość spożywanego mięsa. Przede wszystkim jednak powinniśmy wprowadzić ambitne plany szybkiej redukcji gazów cieplarnianych. Nie powinniśmy z tym czekać do 2030 ani tym bardziej 2050 roku, powinniśmy działać już teraz. Być może dla wielu z nas nie jest zbyt oczywiste, że ocieplenie klimatu wpływa na zwiększone zagrożenie ze strony patogenów, ale tak naprawdę obszarów, w których ocieplający się klimat może negatywnie wpłynąć na nasze życie jest całe mnóstwo. Kolejnym z nich przyjrzymy się bliżej w przyszłych odcinkach tego podcastu.